Blogi w Polsce są jak gepard pędzący za swoim posiłkiem. Rozpędzają się bardzo szybko i równie szybko się męczą. Gazela ucieka. Impala ucieka. Zostaje tylko młode gnu. A większości przypadków musisz zadowolić się zającem. Ważniejsze od pytania 'jak założyć bloga?' pozostaje pytanie 'jaki jest sens w prowadzeniu blogu skoro nie ma przy tym żadnych korzyści?'. A może jednak są?
To nie jest wpis motywacyjny(choć zakończenie jest pozytywne), to raczej bolączki raczkującego blogera. Takiego jak Ty. Jeżeli szukasz czegoś, co naprawdę zmotywuje Cię do pracy, to śmiało wchodź tutaj:
Apostrofa do blogera
O Raczkujący Blogerze- bo do Ciebie kieruje ten wpis- jesteś zmęczony ciągłym uganianiem się za odbiorcami, zniechęcony walką o zasięgi na portalach społecznościowych? Na Google Plus masz ruch bujny jak roślinność na Atacamie? Na FB Twój post kliknęło tylu ludzi ilu mieszka w Luboszowie, pomijając tych niezameldowanych? Mam to samo. Jestem zmęczony faktem, że nikt mnie nie czyta- widocznie trzeba się pogodzić z tym, że po 5 miesiącach blogowania dalej dryfujesz w czarnej dziurze- niestety bez sarkastycznego robota o imieniu TARS. Najbardziej jednak męczy Cię fakt, że tylko nieliczni doceniają nakład pracy przy powstawaniu, rozwoju, promowaniu i ciągłym udoskonalanie bloga. Pracy przy pisaniu jednego wpisu. Wyskrobanie tekstu, to tylko czubek góry lodowej, to bułka z kupnym masłem orzechowym, po której Cię muli na tyle, że nie masz ochoty na nic więcej. Stworzyć wpis to tylko połowa sukcesu- to co dzieje się po publikacji- to dopiero czaso-jamochłon.
Pretensje rodziny
Znajomi i rodzina traktują Cię po macoszemu, bo nie widzą potencjału blogosfery. Czujesz, że każdy trzyma w ukryciu pretensje do Ciebie, które przy pierwszej okazji ujrzą światło dzienne. Dlaczego tak długo siedzisz na komputerze? Przecież to tylko blog. Mógłbyś wrócić do życia. Co? Najlepiej iść do korpo i pracować nine-to-five, prawda? I nic z tłumaczenia, że blog to ciężka harówka, praca na co najmniej pół etatu. Pod warunkiem, że chcesz coś osiągnąć. Ale skoro już założyłeś blog, to miałeś w tym jakis cel, prawda?
Przecież robię to tylko dla siebie.
Możesz sobie powtarzać jak mantrę, że robisz to tylko dla siebie. Przecież Ty tylko narzuciłeś sobie dyscyplinę, uczysz się systematycznego pisania, doskonalisz umięjętności redaktorskie... bzdura! Nie wciskaj sobie kitu, nie po to upubliczniasz swoje wypociny w internecie żeby nikt tego nie czytał. Zależy Ci na czytelnikach. To tak jakby prowadzić dziennik przemyśleń, który przecież piszesz sam dla siebie i wykrzyczeć jego treść przez megafon na Times Square. Inna sprawa czy ktoś w ogóle Cię zauważy. Chodzi mi o intencje. Cel- zdobyć widownię. Dla mnie wciąż nieosiągalny jak kamień alchemików. Nieuchwytny jak złoty znicz.
Anonimowość w sieci?
Nie ma czegoś takiego jak anonimowość w internetach. Dzielisz się sobą, swoim życiem, uzewnętrzniasz się na każdym kroku. Można powiedzieć, że słynny hamletowski dylemat ontologiczny doczekał się swoistej parafrazy: zjeść czy wrzucić na Fejsa? Zjeść czy wrzucić na Insta? Nie zrozum mnie źle. Nie twierdzę, że to bez sensu. To znak czasów, pewnik, który trzeba przyjąć na klatę i iść dalej, a nie hejtować. Zamiast tracić czas na hejt, podziel się czymś wartościowym- zajmie Ci to niewiele więcej czasu, a oszczędzisz nam sprzątania po swoich wymiocinach słownych. Dla mnie motywacją do założenia własnej strony był fakt, że tak czy inaczej dużo czasu spędzałem w sieci, przeglądając fejsa, wrzucając zdjęcia z miejsc, w których byłem, co jadłem, co robiłem itd. Pomyślałem, że skoro i tak upubliczniam siebie, to czemu nie zrobić z tego czegoś trwałego, konkretnego. I wyszło na to, że po 5 miesiącach mam dość. Jeśli tu dobrnąłeś, to znaczy, że również u Ciebie nakład pracy włożony w tworzenie bloga jest niewspółmierny do spodziewanych efektów. Nie łam się. Pisz dalej. To zaprocentuje.
Stagnacja w mediach.
Stagnacja na blogu? Znasz to. Dzisiaj jednak środek ciężkości przechodzi na media społecznościowe, więc skupię się na tym. Założyłeś fanpage na FB, profil na Google Plus Atacama, konto na Twitterze, wrzucasz swoje obleśne kanapki na Instagram idąc za przykładem większych blogerów lifestylowych (patrz JasonHunt, który po każdym swoim pierdnięciu dostaje na dzień dobry 300 lajków- ale należy mu się), czy wreszcie- jesteś na Pintereście(rym dla błyskotliwych) oraz LinkedIn. Tak naprawdę to jesteś k**wa wszędzie, nie musisz wychodzić z domu. I co z tego? Nic. Bo gubisz się wśród milionów milionów innych ludzi, blogerów, zwierząt, celebrytów- w tym zmarłych. Ja na przykład na Twitterze obserwuje Marilyn Monroe, która codziennie wrzuca jakieś swoje melancholijne, eschatologiczne frazesy. Może Marilyn żyje?
Zasięgi
Facebook.
Płaczesz jak publikujesz? Zasięg: 200. Polubień: 2. No czasem 4 jeśli napiszesz o następnym rewolucyjnym pomyśle na makaron penne lub tartę z zapiekanymi porami. Komentarzy: null. Nie zamartwiaj się! Ja też tak mam i jeszcze przez dłuuugi czas tak będzie. Facebook skutecznie ogranicza zasięg Twoich postów. Żeby mieć więcej, trzeba zapłacić. Kiedyś tak nie było- stąd ci, którzy wcześniej wyjęli rękę z nocnika, nie muszą tak bardzo walczyć o zasięg, bo mają średnio 20-30 tysięcy fanów(W tym pewnie jakieś 25 tysięcy nieaktywnych uzytkowników, ale to już inna para kaloszy. Ty masz fanów 700, a polubień masz 4. Zasada jest ta sama) i zawsze dotrą do większej ilości ludzi. Niemniej, oni też płacą. A właściwie oni przede wszystkim płacą. Bo mają z czego. Wspomniany wcześniej JasonHunt zostawia na FB parę stówek miesięcznie. A może tygodniowo. Wszystko na ten temat. Puściłeś kampanię za 4 złote? Wiedziałem.
Pomoc dla powodzian.
Następny problem. Młodzi blogerzy się nie wspierają. Halo! Social media to dialog, nie monolog o Twojej wspaniałości. Nikt nie twierdzi, że nie jesteś zajebisty/zajebista. Ta sprawa jest oczywista. Ale w tej Twojej królewskości musisz odkryć w sobie połacie solidarności, egalitaryzmu czy bezinteresowności. Ja codziennie wchodzę na stronę główną mojego fanpage, gdzie wyświetlają się te strony, które polubiłem (jako strona) i poświęcam 10 minut czasu na to, żeby dać komuś like, komentować, jeśli coś mnie zainteresuje, udostępniać zawartość, jeżeli mi się spodoba... Liczysz na aktywność na FB? - To sam się uaktywnij! Nie jesteś trendsetterem. Jeszcze nie. Jesteś gazelą. Ale kiedyś będziesz gepardem. 10 minut! Na pewno ktoś się odwdzięczy. Trzeba sobie zapracować. Na tym to polega. Blogowanie nie jest łatwe, prowadzenie fanpage'a też nie. Mimo, że wszystkim wokół wydaje się na odwrót. Nie przejmuj się. Oni są jak John Snow, jeszcze nic nie wiedzą.
Znajomi, którzy promują Twój blog. Dobry żart.
Wiesz ile znajomych królika mam na FB? 480. To mało. Niektórzy moi znajomi mają po 1500. Nieważne. Wiesz ile osób polubiło stronę mojego bloga? 150. A gdzie pozostałe 330? Może jednak jesteśmy znajomymi tylko na FB. Tak, to by wszystko wyjaśniało... Idziemy dalej. Ilu z nich klika w moje posty? Dwóch, trzech. Maksymalnie. Powód? Nie interesuje ich to co udostępniam? Nie dociera do nich, to co udostępniam? Może wrzucam za dużo? Nie dowiem się. I Ty też nie. Bo nikt Ci nie napisze co poprawić i jak uaktywnić odbiorców. Wielu znajomych w ogóle przestaje Cię obserwować po pewnym czasie. Szkoda, bo widzę jak Ci sami znajomi lajkują zdjęcie siedzącego psa, słodkiego kota czy jajecznicy. Co za problem dać kciuk w górę? Ile to wymaga wysiłku? Na pewno wina jest po obu stronach. Wrzucaj więcej kotów, psów, cycków i pokemonów. Wiele razy przekonałem się, że aby zrobić sukces w social media, warto mieć fajnego psa. Może dlatego coraz więcej ludzi kupuje psy? Pewnie tak.
Podsumowanie motywujące
Jedyne wyjście widzę w tym żeby się wzajemnie wspierać, stworzyć legion, który podjąłby sprawiedliwą walkę o zasięg. Nie mówię o wejściach na bloga. Mówię o zbudowaniu publiczności w mediach społecznościowych, tak aby łatwiej było promować zawartość naszej osobistej strony. Sam wyłapuję na FB wartościowe blogi, które dopiero raczkują. Ty też to zrób. Lajkujmy się nawzajem na FB, oznaczajmy się, udostępniajmy swoją zawartość, nie patrzmy tylko na siebie. Opracujmy listę nowych blogów, na które warto zwrócić uwagę, stwórzmy kółko wzajemnej adoracji, wymieniajmy się linkami, promujmy się. Bądźmy stadem gazeli, ławicą ryb, kluczem ptaków, mrowiskiem. Na jednym gwoździu nie możesz się oprzeć, bo zawsze się skaleczysz. Tysiąc gwoździ utrzyma fakira.
Wpis zainspirowany został książką "Blog" autorstwa Tomka Tomczyka oraz wpisem: "Rzuć szkołę, rzuć pracę, rodzinę. Zostań blogerem i zarabiaj miliony"
źródło zdjęcia wpisu: RYAN MCGUIRE /Gratisography.com
-
Dlaczego bloger nie jest lepszy od dziennikarza?
-
10 Przykazań Pana B(l)oga czyli jak gonić za marzeniem.
-
Status reżysera wczoraj i dziś.
-
80+ stron z darmowymi zdjęciami i nie tylko. Największa lista w Sieci.
-
Co robić i czego nie robić czyli 3 dni w Londynie z aparatem.
-
Brakuje Ci czasu? Koniecznie to przeczytaj.
-
Islandia w obiektywie. Co warto zobaczyć na Południu?
-
Co Wy wszyscy macie z tą polskością?
-
Producent filmu | Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
-
Gdzie znaleźć darmową muzykę, zdjęcia lub filmy?
Artykuł Rzuć wszystko, zostań blogerem i zarabiaj miliony? Bzdura! pochodzi z serwisu lexpressive.